Coraz częściej grupy interesów wypowiada się w sprawie obrony WIBORu
W ostatnich miesiącach można natrafić na liczne wypowiedzi osób reprezentujących grupy interesów związane z WIBORem, zarówno w prasie, jak i na portalach internetowych. Osoby te bronią wskaźnika referencyjnego WIBOR, argumentując, że jest on zgodny z rozporządzeniem BMR. Ostatnio pojawiły się wypowiedzi takich znaczących postaci jak przewodniczącego KNF Jacka Jastrzębskiego, prezes administratora stawki WIBOR Zbigniewa Mindy, prezesa ZBP Tadeusza Białka, prezes UOKiK Tomasza Chrustnego, a także prezesów banków i osoby współtworzące „odświeżoną” metodę wskaźnika referencyjnego WIBOR. Można także zauważyć, że ZBP finansuje kampanię informacyjną mającą na celu obronę wskaźnika WIBOR.
Czytając te wypowiedzi, można odnieść wrażenie, że osoby te powtarzają to samo bez zrozumienia zasad funkcjonowania rynku, nie nawiązując przy tym do błędów, jakimi jest obarczona metoda WIBOR/WIBID. Przecież samo stworzenie metody zgodnej z zaleceniami BMR nie oznacza, że jest ona reprezentatywna, zwłaszcza gdy transakcji na rynku prawie nie ma z powodu nadpłynności banków, które nie muszą ich wykonywać. Co jednak z okresem przed wejściem rozporządzenia BMR, kiedy to Stowarzyszenie ACI Polska administrowało tą stawką? Wtedy podpisano kilka milionów umów odnoszących się do WIBORu, obejmujących zarówno kredyty gotówkowe, jak i hipoteczne.
Uważam, że w obliczu szumu informacyjnego, który tuszuje niewygodne fakty, konieczny jest dialog i odniesienie się do konkretnych uchybień metody oraz sposobu ustalania tego wskaźnika. Potrzebne jest to, aby ludzie zrozumieli, co z WIBORem jest nie tak i jak kształtowanie owego wskaźnika ma wpływ na ich sytuację finansową. Jest to istotne, tym bardziej że tylko garstka osób zna się na rynku pieniężnym, a prawie nikt nie rozumie zasad jego działania.
Dziś nawiążę do argumentacji przedstawionej przez Marcina Bartczaka oraz Marka Trzosa-Rastawieckiego w artykule „Solidny fundament WIBOR-u”. Uważam, że wiele faktów nie jest zgodnych ze stanem faktycznym.
Stopa referencyjna NBP nie może stanowić podstawy do ustalania wysokości wskaźnika referencyjnego WIBOR
Panowie Bartczak oraz Trzos-Rastawiecki zwracają uwagę, że za WIBOR-em stoją transakcje o wartości 250 mld złotych tygodniowo. Jednak zgodnie z Artykułem 11, pkt 1a, podstawą do określenia wskaźnika nie może być stopa referencyjna NBP. Fakt, że WIBOR jest skorelowany w 90% ze stopą referencyjną NBP, nie oznacza, że jest ona jedynym czynnikiem kształtującym WIBOR. Artykuł 11 wskazuje, jakie dane powinny zasilać zasób transakcyjny:
dane wejściowe są wystarczające do dokładnego i wiarygodnego odzwierciedlenia rynku lub realiów gospodarczych, których pomiar jest celem danego wskaźnika referencyjnego; danymi wejściowymi są dane dotyczące transakcji, jeżeli są dostępne i adekwatne; jeżeli dane dotyczące transakcji nie są wystarczające lub adekwatne do dokładnego i wiarygodnego odzwierciedlenia rynku lub realiów gospodarczych, których pomiar jest celem danego wskaźnika referencyjnego, można wykorzystać dane wejściowe niebędące danymi dotyczącymi transakcji, w tym ceny szacunkowe, kwotowania i zatwierdzone kwotowania lub inne wartości;
Z punktu widzenia ekonomicznego, większość czasu WIBOR powinien kształtować się powyżej stopy referencyjnej NBP. Jednak precyzowanie, o ile dokładnie powinien być ponad nią, pozostaje kwestią sporną. Trudno również dyskutować w tej kwestii, ponieważ wskaźnik WIBOR powinien opisywać oddzielny proces gospodarczy. Połączenie w jednej metodzie wskaźnika od strony BID z wskaźnikiem od strony OFFER prowadzi do „zainfekowania” wskaźnika WIBOR przez wskaźnik WIBID, ponieważ są to dwa różne procesy gospodarcze, a zależność między nimi jest płynna, a nie stała, jak w metodzie WIBOR/WIBID.
Istnieją również słuszne opinie, że wskaźnik WIBOR powinien mieścić się pomiędzy stopą referencyjną NBP a stopą lombardową. Dziwnym trafem, wskaźnik WIBOR ma większą tendencję do przekraczania stopy lombardowej (być powyżej niej), niż być niższym niż stopa referencyjna. Warto zauważyć, że kredyt lombardowy czy lokowanie środków w bony skarbowe NBP są transakcjami krótkoterminowymi, głównie na 7 dni, podczas gdy umowy WIBOR zawierane są nawet na okresy 1 roku. Zgłaszanie chęci pożyczenia środków powyżej stopy lombardowej nie ma sensu, zwłaszcza że banki rzadko podejmują takie działania.
W sytuacji, gdy spodziewa się fali obniżek stóp procentowych, banki powinny być zmotywowane do zawierania długoterminowych transakcji depozytowych poniżej stopy referencyjnej banku. Bony skarbowe pozwalają na ulokowanie środków jedynie na siedem dni, podczas gdy depozyt na rynku międzybankowym wyznaczany przez wskaźnik WIBOR może być zawierany nawet na rok. Dlatego nieprawdą jest, że stopa referencyjna wyznacza poziom minimalny wskaźnika WIBOR. Nieprawdą jest również, że WIBOR powinien być zawsze ściśle powiązany i nieco wyższy niż fundament dla ceny pieniądza dostępnej dla banków w Polsce – stopy referencyjnej NBP.
Jeśli WIBOR szykuje się do fali spadków, a poziom WIBOR 1Y lub 6M nie spada poniżej stopy referencyjnej, oznacza to, że WIBOR jest utrzymywany sztucznie wyżej. WIBOR mógłby zachowywać się inaczej, gdyby służył jedynie do wyznaczania kosztu pieniądza na rynku międzybankowym, a nie miał także funkcji lewarowania zysków banków.
Wracając do rozważań nad tym, czy WIBOR rzeczywiście odzwierciedla rynek, odpowiedź brzmi nie. Komisja Nadzoru Finansowego zaakceptowała metodę, która nie jest w stanie odzwierciedlić realiów rynkowych.
Poziom wyznaczenia WIBOR-u powinien spełniać kilka warunków, aby można było mówić o jego reprezentatywności:
- Powinien znajdować się powyżej stopy referencyjnej NBP, z wyjątkiem sytuacji silnej tendencji spadkowej inflacji.
- Powinien znajdować się poniżej stopy lombardowej. Dopuszczalne jest nieznaczne przewyższenie WIBOR-u w przypadku fali wzrostowej inflacji.
- WIBID powinien być zbliżony do poziomu oprocentowania nowo zawieranych depozytów na podobny okres. Istotne jest, że nie ma sensu płacić innemu bankowi zawyżonej stawki za depozyt, gdy banki mogą pozyskać pieniądze na depozyt na rynku znacznie taniej.
- W przypadku okresów 3 i 6 miesięcznych, WIBOR nie powinien znacząco różnić się od poziomu oprocentowania nowo założonych depozytów, nie przekraczając ich poziomu o więcej niż 20 punktów procentowych.
Jeśli wskaźnik nie jest w stanie przyjmować wartości zawartych w określonych obszarach, oznacza to, że nie odzwierciedla on rynku. Analizując rumuński ROBOR i ROBID, widzimy, że wartości spreadu pomiędzy dwoma stronami rynku nie są stałe. Założenia, o których wspomniałem powyżej, nie są możliwe do spełnienia, ponieważ metoda WIBOR/WIBID łączy w sobie dwa niezależne procesy gospodarcze. Banki mogą chcieć zaciągnąć pożyczkę, ale niekoniecznie są zainteresowane przyjmowaniem depozytów. Składanie zleceń na dwie strony rynku nie jest odzwierciedleniem zapotrzebowania danego uczestnika. Albo bank potrzebuje kapitału albo ma jego nadmiar i może go ulokować. Michał Kruszka z KNF wielokrotnie wspominał, że należałoby zlikwidować WIBID.
Warto również odnieść się do słów, że banki nie mogą używać deklaracji podając kwotowanie wiążące. Muszą się trzymać swojej procedury. Jednak niekorzystanie z owych deklaracji oznacza, że modele banków po wejściu rozporządzenia BMR opierają się na użyciu kontraktów FRA do określania poziomu kwotowania. Można zatem stwierdzić, że banki ustalają WIBOR przy pomocy jej przyszłej wartości. A jeśli tak jest, banki wykorzystują instrument spekulacyjny do określania wysokości oprocentowania kredytu hipotecznego. W związku z tym powinny przeprowadzić badanie predyspozycji klienta do ponoszenia ryzyka zgodnie z dyrektywą MiFID II. I odmówić udzielenia kredytu konsumentowi który nie zna zasad funkcjonowania tych mechanizmów i nie ma wysokiego poziomu akceptacji ryzyka. A tego banki nie weryfikowały.
Brak zawartej transakcji nie wiązał się dla banku z żadnymi konsekwencjami
Panowie Bartczak i Trzos wspominają, że kwotowanie wiążące było traktowane jako zobowiązanie do zawarcia transakcji. Jednak zwróćmy uwagę na dokumentację, z której wynika, że do niedawna nie wywiązanie się z deklaracji nie wiązało się dla uczestnika z żadnymi sankcjami. Przez wiele lat to zobowiązanie było traktowane de facto jako zobowiązanie „słowne”, co potwierdzali doniesienia prasowe, że banki nie spełniały deklaracji zawarcia transakcji. O tym mówiono już w 2012 roku. Do dziś banki nie mają ze sobą podpisanych umów wielostronnych, które uregulowałyby ich prawa i obowiązki w tym zakresie. Administrator próbował w lipcu ten błąd naprawić i wprowadził pewne sankcje za niewywiązanie się z deklaracji. Niemniej wykluczenie z kwotowania na rynku, na którym banki nie mają potrzeby dokonywania transakcji, może być postrzegane jako eliminowanie konieczności wykonywania zbędnych czynności.
Mała transakcyjność wpływa negatywnie na poziom reprezentatywności
Transakcyjność ma istotne znaczenie przy ustalaniu wskaźnika. Jak dobrze zdają sobie sprawę Panowie Bartczak i Trzos-Rastawiecki, nie zawsze oferta finalizuje się po dokładnie tej samej cenie. Im mniejszy udział transakcji rzeczywistych, tym mniejsze odzwierciedlenie tego, co reprezentuje dany wskaźnik. Ważne jest, aby odróżnić brak płynności rynku (banki nie potrzebują dokonywać transakcji) od nadpłynności sektora (banki posiadają większą bazę depozytową niż wynosi globalna ilość udzielonych kredytów). Bo nadpłynność na rynku i równomierność poziomu nadpłynności zabija transakcyjność na WIBOR.
Dobrym przykładem ilustrującym różnicę między ceną ofertową a ceną transakcyjną jest rynek nieruchomości. Cena ofertowa zawsze różni się od ceny zawarcia transakcji. Warto zauważyć, że większość nieruchomości jest sprzedawana po różnych cenach, zależnie od zapotrzebowania rynku. Jeśli jest nadpodaż, ceny zazwyczaj podlegają negocjacjom. Natomiast w przypadku przewagi popytu nad podażą, może dojść do sytuacji, w której kilka osób chce kupić nieruchomość, co może wpłynąć na cenę.
Warto również zauważyć, jak kształtuje się cena na rynkach płynnych i niepłynnych. Dobrym przykładem może być pojęcie „Level Two” – drugi poziom ceny – które pokazuje wszystkie zlecenia kupna poniżej ceny bieżącej bid oraz sprzedaży powyżej ceny bieżącej offer. Na płynnym rynku będzie to głównie 1 cent na akcjach spółek, takich jak General Electric. W przypadku spółek o niskiej kapitalizacji spread będzie szerszy, wynoszący nawet kilkadziesiąt centów, w zależności od ceny akcji. To dobry przykład, ilustrujący działanie rynku i pokazujący, że spread jest uzależniony od ceny akcji oraz zapotrzebowania na zakup i sprzedaż danego waloru.
Dlatego im mniej faktycznych transakcji, tym mniejsza reprezentatywność wskaźnika. A reprezentatywność wskaźnika nigdy nie była potwierdzona ani przez ACI Polska ani przez aktualnego administratora GPW Benchmark. Nadzorca także nie powiedział, ze wskaźnik reprezentuje rynek. Nikt w KNF nie chce wsiąść odpowiedzialności za metodę którą KNF zaakceptował a nie jest ona w stanie odzwierciedlić procesu gospodarczego.
Jednokierunkowość interesów tworzy pokusę manipulowania wskaźnikiem
W krajach, gdzie znaczną część portfela kredytowego stanowią kredyty o stałym oprocentowaniu, konflikt interesów nie jest tak wyraźny jak w Polsce. W Polsce istnieje silna korelacja między wynikami finansowymi sektora bankowego a poziomem stóp procentowych. Jeśli w danym kraju znaczną część kredytów udziela się na stałe oprocentowanie, banki nie odnotowują znaczącego wzrostu zysków wraz ze wzrostem stopy procentowej. Oznacza to, że w przypadku wzrostu stóp procentowych, gdy bank zabezpieczył swoją pozycję na spadek stóp procentowych, nie zarabia on dodatkowych środków. Jednocześnie nie zarabia mniej, gdy stopy procentowe spadają.
Im mniej kredytów z oprocentowaniem stałym, tym bardziej jednokierunkowy staje się interes banków. Obecnie wszystkim bankom zależy na wyższych zyskach, ponieważ praktycznie nie stosują kontraktów terminowych, które zabezpieczałyby przed spadkiem stóp procentowych. Dlatego w Polsce, jak w żadnym innym kraju, banki notują olbrzymią dynamikę zysków w sytuacji, gdy stopy procentowe znacząco wzrosły.